czwartek, 20 listopada 2014

Wszystko się psuje.


Psuje się pralka, psuję się moje zdrowie, psuje się przyjaźń, a także urocza bańka mydlana nie zrobiona z uniesień.
Psują się noce, bo nie mogę spać. Psują się dnie, bo chodzę niewyspana. Spać nie mogę, bo się martwię. Spać nie mogę bo jestem szczęśliwa.

Chyba wszystko na raz. Chyba zimna jesień w końcu. Chyba listopad.



Chciałabym umieć przeskoczyć w czasie i zobaczyć jakie konsekwencje będą niosły moje decyzje i która droga byłaby lepsza. Chciałabym wiedzieć, że nie popełniam błędu i nie rozmieniam srebra na miedź.


piątek, 7 listopada 2014

ciepło


Jesień oczywiście chłodnawa. Ciepłe promienie jednak przebijają się nie tylko przez okna do naszych domów. Jesienny ogień mógłby trzaskać w kominku, rozsiewać listopadowy zapach. Ale tym razem nie o to chodzi. Ciepłe promienie ogrzewają mnie od środka, promieniują uśmiechem na zewnątrz, dni są piękniejsze. Wyciągam zimne ręce do ciepła, które je ogrzewa.
I chociaż wiem, że tło jest bardzo mroczne, groźnawe, to jednak uśmiecham się i patrzę ufnie w kolejny dzień.
Ostrożnie, rozważnie, kroczek po kroczku stąpając, łapię chwile, zanim, ulotne, uciekną w przestrzeń.




Taka właśnie ta jesień jest...





Więc zostań tak...

niedziela, 19 października 2014

skreślenia i zgubienia


Znalazłam kogoś, z kim piszę rano i wieczorem.
Zgubiłam poczucie granicy.

Znalazłam nowe wyzwania.
Zgubiłam stare obowiązki.

Znalazłam dowody uznania.
Zgubiłam współczucie dla tych, którym ich zabrakło.

Znalazłam się dziś na Ślęży.
Zgubiłam tam swój zegarek, który miałam 17 lat.


Znalazłam... sama nie wiem co.

Czy mogę skreślić dzisiejszy dzień, z powodu jednego niezrozumienia?
 Gdzież mogłabym się ośmielić. A jednak mam chwilową ochotę by to zrobić.




niedziela, 5 października 2014

High Life


Wczoraj bardzo mnie uderzyła moja samotność: Nikogo kto by rozładował moje wkurzenie i wysokie ciśnienie. Przegadać, zmienić temat, niech się rozejdzie po kościach. Nikogo. Samotności fala uderzyła we mnie jak w falochron. Jeb. A dziś echo tego uczucia skacze po mnie jak po trampolinie. W najlepsze.


Dziewczyny, kobiety... zwykle czekają na swojego kcięcia lub NIEksięcia z bajki.
Ja czekam na konsultację wyników badań tomografii głowy, bo nie wiem czy mam już umierać czy to tylko straszak, że moja szyszynka wariuje a mózg się cofa.
Dużo myśli z tym mam, zawiesiłam wiele spraw, czekając.
Liczę na to, że jednak obrócę to w żart i nie będzie sprawy.

Dodowa piosenka mi jak najbardziej dziś pasuje.

High Life, zniewalający mam stan.


sobota, 6 września 2014

Swatki.


Dawno, dawno temu byla sobie para, która wymyśliła, że zapozna mnie z pewnym facetem. I tak też się stało: w najmniej oczekiwanym momencie - kiedy byłam wstawiona i ubrana 'na luzie'  (nastawiona na pisanie papierów do pracy) zrosili pana K. Robiłam dobrą minę do złej gry a po drugim spotkaniu poprosiłam, by więcej tego nie robili. K. był młodszy ode mnie, nastawiony na karierę (a jak twierdził również na rodzinę - w co dziś nie wierzę), kochał kolarstwo, dużo mówił o sobie (głownie jaki jest zdolny i jak dużo języków zna). Ja błam w totalnym niezorganizowaniu po rozstaniu z ostatnim facetem, nienawidziłam rowerów, a moja znajomość języków już dawno rozkładała się w grobie. Poza tym nie lubię i nie trawie facetów rozprawiających o sobie samych.


Tak więc nic z tego nie wyszło.

Tak się składa, że jutro przy okazji spotkam się z tym gościem, mam więc nadzieję, że wbiję się w kieckę (przez wakacje przytyłam!!1 ;((( jestem prosię!), buty nie utkną obcasem w kościelnej wycieraczce, oraz, ze go nie zauważę (chociaż to będzie trudne bo jest świadkiem na ślubie). Dlaczego więc tak bardzo chcę zrobić na nim świetne wrażenie??

Życie się dziwnie układa.


Z kolei koleżanka w pracy wydzwania do mnie, bo dwa lata temu spotkała na wakacjach "cudownego" 40-latka i namiętnie mnie z nim próbuje wyswatać, przy czym, oczywiście, ja zaciekle się bronię.

Nie wierzę w randki w ciemno. Nie wierzę w swatki. Nie wierzę w związki i w miłość na odległość. Nie. To miraż.

Czuję się jakbym w życiu uczuciowym stała w miejscu i właśnie zastanawiała się, dokąd chcę iść, w którą stronę.

wtorek, 2 września 2014

co ja kupuję?!

Shoes, shoes, shoes.... Największa milość Carrie Bradshaw. Tak, trudno nie być pod wpływem (mimowolnym) serialu, który ogląda się po 7 odcinków dziennie.

Minusy:

- mam straszną ochotę zapalić, ale (jak zwykle) tylko po to by wyglądać tak fajnie i mieć powód by zwiewać od ludzi na "przerwę na papierosa" - bo to jest dobra wymówka, zwłaszcza w niezręcznych momentach. W każdym razie lepsza od "ojej, miałam coś zrobić" albo "przepraszam, gdzie jest toaleta" (no bo jeszcze pomyslą, że jestem chora czy coś...).

- ja nie mam swojego Mr. Biga. I tylko tak tęsknym wzrokiem patrzę na miłosne uniesienia bohaterek (szczególnie głównej), bo do moich ostatnich uniesień mogę zaliczyć tylko unoszenie mnie windą w górę, albo unoszenie ciężarków (0,5 kg śmiech na sali) na siłowni ponad pół roku temu.

- Kupiłam buty. Nie wiem teraz czy są fajne, czy bardziej obrzydliwe. Mierzę: są wygodne i robią cuda z moimi nogami - no sam seks. Ale wyglądają jak buty ciotki. Znacie ten model - obcisłe botki przed kostkę, na grubym obcasie, sznurowanie z przodu. Na pewno kojarzycie. Sama nie wiem...


Praca wre. Budzę się bardzo rano, do pracy, potem z pracy wieczorem, zakupy, pseudoobiad a potem jestem tak zmęczona, że tylko spać się chce.  A gdzie moje życie prywatne?! A gdzie moje rowery i baseny i wycieczki na lody?!


Muszę więcej ciekawych ciuchów kupować, Carrie to jednak ma całkiem ciekawą to swoją szafę (w sensie ubrań).

piątek, 29 sierpnia 2014

Dziewczyna, która lubiła imbir



Kilka miesięcy temu wrzuciłam na fejsa notę, jakoby imbir smakował jak mydło. W życiu bym tego nie tknęła. Życie się tak zmienia, zmieniając również nas samych. Miesiąc temu w Biedronce kupiłam słoiczek różowego imbiru w zalewie i zjadłam go pałeczkami. Zeżarłam sam imbir. A wczoraj poszłam z przyjaciółką na sushi, tylko dlatego, że miałam ochotę na to cudo..

Nie tylko moje podejście do imbiru się zmieniło. Pojechałam sama na wakacje. Przełamałam strach, że coś mi się stanie, że nie dam rady. Uwielbiam sama podróżować. Wstaję kiedy chcę, idę, jem, zwiedzam co chcę, jak chcę kiedy chcę. Miałam iść na zamek ale czuję sie zmęczona?  - Lody na tarasie widokowym w górach są równie dobrym planem! Uwielbiałam łazić po muzeach, których normalnie bym z innymi nie zwiedziła, bo wszyscy by uznali, że są nudne i w ogóle to po co, a jak już wejść to szybko, szybko i wychodzimy, bo tracimy czas, przecież wieczorem nam zabraknie czasu na picie. Wlazłam obejrzeć jakże nudne minerały, nie raz, nie dwa a w trzech muzeach! Najpiękniejsze było to, że kiedy nie było kamer wszystko mogłam podotykać. Nie krzyczał i nie gapił się na mnie żaden znajomy z grupy,  żaden opiekun, przewodnik.... Zamknąć oczy i dotknąć skamieniałego drzewa.... Ahh, jaka ulga. Ulga wolności.

Pokonałam różne trasy samochodem - ja, sama, jako kierowca. Czasem straciłam drogę, GPS mnie zwodził w złe drogi i musiałam zaglądać do map, by się upewnić czy dobrze jadę. (Mała podpowiedź - zawsze noście przy kluczach kompas! 20 zł w Decathlonie a ratuje skórę!)

Dowiedziałam się, że ludzie pewnych swoich zachowań nie zmieniają, a ja czasem źle dobieram towarzystwo. Także wycierpiałam swoje, nastawiłam plecy na baty, przetrwałam i pożegnałam się z przyklejonym uśmiechem. Żałuję? Nie. Cieszę się każdym dniem wolnego.

Kąpałam się z zimnym basenie, bo nad zalewem się nie dało. Nie opaliłam się, ale zakochałam w hamakach. Jakbym była w ramionach matki kołysana do snu... Z książką, z herbatą, kawą... Z widokiem na kołyszące się brzozy nade mną....


Odkryłam... Odkryłam jak chcę, by wyglądało moje życie. Nie, nie w całości. Ale wiem, jak chcę by wyglądało kiedy będę miała chwilę dla siebie.
Żeby spełnić to marzenie będę musiała ciężko pracować i.... nie wiem czy dam radę. Boję się, że to za dużo na mnie jedną. A jednocześnie wiem, że jeżeli pozwolę się tu wpjepszyć jakiemuś facetowi, to nie zrobię tego po swojemu, to nie będzie już moje i nie-do-odebrania.  Jakbym stała przed wielką, ogromną górą z zamiarem jej przejścia. Przejdę, lub będę pokonana i wybiorę plan B.

Zmieniała się też moja rola jako kobiety w społeczeństwie. W sensie jej postrzeganie przeze mnie samą. Nie wiem, czy nadaję się do 'posiadania' własnych dzieci. Zaczynam wątpić. Możliwe, że nigdy nie będę matką.
Jednocześnie czuję, że bardziej niż rok temu jestem gotowa na nowy związek, na spotkanie kogoś, a jednocześnie zaczynam się zastanawiać czy tego teraz chcę.

Tak sprawy się właśnie mają, nie tylko z imbirem.


Obecnie oglądam namiętnie "Seks w wielkim cieście mieście". Nie wiem za co go kochano, skoro główne bohaterki miały prawdopodobnie tylu kochanków, co prostytutka z leśnego pobocza. Co tu stawiać za wzór?
Upatruję jedynie podobieństwa w moich blond lokach jak Carrie i podglądam upięcia.


A. Bardzo, bardzo polecam "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?"
Z ręką na sercu  - konieczna lektura, dla każdej laski, która chociaż raz zrezygnowała z spotkania z koleżankami/swoich zajęć domowych/ hobby/dodatkowych lekcji/siłowni/pracy 'do domu'
ze względu na faceta. Zaczęłam czytać ze śmiechem ("A to co za znowu cudowny poradnik, który magicznie powie mi jak mam żyć? :D ") a skończyłam wiedząc, że muszę go polecić dalej.
Także kobieto - czytaj.

Za kilka dni powrót do pracy. Żegnaj urlopie. Postaram się tym razem w toku pracy, nie stracić swoich celów z oczu.

niedziela, 6 lipca 2014

dobra to ja jestem...


 ...w robieniu planów na siebie, w opowiadaniu co chcę zrobić i jak tego dokonać... oj tak, to mi idzie dobrze
już wiem, że znacznie gorzej jest w działaniu

Nie, nie powiem, że nie ogarniam. Przez ostatnie dwa miesiące ogarnęłąm tyle spraw, że sama już nie pamiętam ile tego było, cudem jest, że nic nie spieprzyłam, że nadal stoję, żyję, oddycham i pracuję, bez uszczerbku. 
No, moze z wyjatkiem uszczerbku na zdrowiu psychicznym.

Żądam wakacji, tęsknię, upatruję... Ciężki mi leniuchować, przywykłam, że "muszę do domu iść, coś zrobić, coś napisać, coś wysłać do pracy...". Ciągle mam wrażenie, że czegoś nie zrobiłam, tylko dlatego, że nic nie robię, bo nie muszę.


Mam plany na wakacje. No jako takie. Za rok tez już jeden plan jest.

Moim aktualnym problemem jest oszczędzanie. Tzn nie, ja oszczędzam. Mam wywalone na ciuchy, na kosmetyki - uważam, że mam to, czego mi potrzeba. Ale kasy wciąż za mało jakoś, wciąż gdzieś ucieka... jak? nie wiem. Musze to jakoś ogarnąć. Coś zrobić by oszczędzić.


Ahoj Wam!

czwartek, 12 czerwca 2014

Latam

To nie to, że mi się nie chce tu być, lub że o tym nie myślę.

Chodzi o to, że jest czerwiec* po maju**, już 3 tydzień z rzędu jestem w pracy od rana do wieczora, w domu siedzę o północy nad papierami z pracy i mam sto-tysięcy-spraw. Jedną zrobię, dostaję nową "na już". Ręce opadają.
Do tego doszedł fakt kupienia nowego auta i obecnie staram się sprzedać stare. 

Po prostu dobitnie-brak-mi-czasu-na-oddychanie.


A, wiecie co? Jadę na wakacje!! :) Sama ;) 
Postanowiłam, że spróbuje, w końcu w tym roku zapracowałam na wakacje jak nigdy. A jak sama nie pojadę, to nie pojadę wcale. Boję się sama być gdzieś w "obcym" miejscu, więc wybrałam starą, dobrą Szklarską Porębę. Wiecie: 5 minut piechotą jeden wodospad, 30 minut  - drugi.... 
Wodospad, książka, kanapka, termos, las i ja <3 Tak właśnie mi się marzy. Szkoda tylko, że w pokoju nie ma wanny... :(

Odliczam do Wakacji, bo u mnie w pracy armagedon do samego końca - czeka nas kontrola zewnętrzna. Wszystkie latamy jak popieprzone.


* czerwiec - podsumowania wszystkiego, rozliczenia, zakończenia i w ogóle dupiasty armagedon
** maj - wystepy, wycieczki, projekty, imprezy i inne ważne sruty-tuty na których trzeba być - słowem: bardzo! pracowicie

poniedziałek, 26 maja 2014

z liścia

Kiedy po 200 latach odzywa się do Ciebie dawna koleżanka z podstawówki, pisząc na fejsie, że "może pomóc, bo widzi ze coś się niedobrego z Tobą dzieje" to znak, że czas sie sprać z liścia pare razy i walnąć głową o kaloryfer, odgryźć sobie palce u rąk i przestać wrzucać cokolwiek na fejsa. 

Człowiek człowiekiem, ale bez przesady: nie możemy pozwolić by nasze zrezygnowanie, zdołowanie, i w ogóle życiowa "marność nad marnościami" wyszła do ludzi będąc widoczną. 
Udusić ją trza.


Nawet jakbym napisała na murze wielkimi literami, że w moim życiu nic sie nie zmienia i źle mi z tym.... to i tak nic to nie zmieni. Ot, taka ironia. Aronia.

Sezon na truskawki. Na pewno obrzydliwie drogie, poczekam aż stanieją i zapewne ich nie kupię, jak rok temu.


Szukam programu, aplikacji do orgnizacji pracy, celów, zadań... Ktoś coś poleca? PLZ??!!


P.S.
Chyba umrę w pokoju zjedzona przez owczarka alzackiego. Albo prędzej koty. W końcu są trzy. 
Bon apetit!


niedziela, 11 maja 2014

i'm a mess


Ojoj... źle ulokowałam swoje zainteresowanie facetem. Długo brałam spory dystans a potem wydało mi się, że coś może... No, cóż.

Ja chyba nie jestem gotowa na związki. No chciałabym, ale kurde: ogarnianie czasu na te wszystkie spotkania, randki, spędzanie czasu, wymyślanie nowych sposobów jego spędzania, poznawanie rodzin na obiadach, znajomych na imprezach, których nie cierpię... różnice, docieranie się, nieprzyjemne sprzeczki. Brr... A mój pokój wprost krzyczy, że ideałem matki polki gospodyni to nie jestem. Nie chce mi się tego zmieniać, póki co.



Totalnie jestem w czymś, co można by nazwać nie tyle co zagmatwaniem, ile zasypaniem wszystkim. Wiem co zyskałabym, gdyby tylko się ruszyła i zrobiła te kilka spraw. Wiem, na co marnuje czas. WIEM. Ale ciągle nic. Nie potrafię się podnieść i tego zrobić. Nie mam w sobie leniwca. JESTEM jednym wielkim leniwcem pokrytym ludzką skórą. Zupełnie jakby był bal przebierańców dla leniwców, a ja przebrałabym się dla hecy w pracoholika. HA-HA. 
 Źle mi z tym leniwcem. Czuję się niekompetentna, nie dość dobra, nie dająca rady. Czuję ten FAIL, patrzę jak się wali mi na głowę i... nic z tym nie robię. Apatycznie patrzę, nakrywam głowę kołdrą, w nadziei, że świat zniknie. No kurde, co ze mną. Jedno potknięcie, a za nim następne, tylko dlatego, że już nie patrzę pod nogi, bo po co, skoro się już potknęłam.

Czaicie ten klimat? Brak samodyscypliny.
Są ludzie, których potknięcia motywują. Mnie nie, wprost odwrotnie. 

Jakaś recepta na brak samodyscypliny?


piątek, 18 kwietnia 2014

Na jezykach


W kuluarach w pracy mówią, że idę do zakonu :> Serio.
I pytają kiedy znajdę sobie męża.
Poważnie?
Mam 26 (jeszcze) lat. No kurde! Wiem już co czuła Bridget Jones kiedy zadawano jej to pytanie aż do wieku trzydziestu-kilku lat.
No na Boga!

Czy ludzie nie mają wyczucia? Czy nie wiedzą, że zadawanie takich pytań jest niestosowne i przykre równie mocno, co dopytywanie się:
- kiedy w końcu będzie dziecko?
 - to kiedy idziesz na emeryturę?
- nie czujesz się staro w swoim wieku?

No naprawdę, znaleźć sobie przyzwoitego chłopa nie jest łatwo. Wszyscy w moim wieku albo w związkach, albo zaręczeni, żona lub dzieci. To, co zostało to odpadki radio-aktywne (no serio, wiecie o czym mowie - o osobnikach ktore nie nadają się na stałe związki), albo osobniki po rozstaniach, poranione, jeszcze-nie-gotowe. A wszystko to okraszone grupą nie pasuje/niepodoba sie/ cycki za male/ za glupia/ brzydki/ ma złe priorytety.
No igła w stogu siana.



I jeśli naprawdę kiedyś przyjdzie Wam na myśl zadać tego typu pytanie - pomyślcie wpierw: czy tej osoby nie dręczy może uczucie samotności lub smutku w związku z tą sytuacja? 
Czasem to jest nie tylko niesmaczne, ale i po prostu przykre.




Swoją drogą, z ciekawości założyłam konto na e-Darling. Olaboga! Co ja robię?! :D


środa, 26 marca 2014

"w Tym, który mnie umacnia"


If I tell You will You listen,
wil You stay?



Czasem problem polega na tym,że mówimy coś komuś, kto nie zostaje, tylko idzie dalej. A nasze słowa rozwiewają się na wietrze i chcielibyśmy je wessać zpowrotem w nasze usta, cofnąć ten moment.

A czasem problem polega na tym, że to co nas męczy przegadujemy, ale nie zmieniamy rzeczywiście nic.

To nie prawda, że nie mam duszy wojownika. Ale mam też duszę fretki, która boi się wstawać za każdym razem, gdy trzeba, nawet jeśli to nie jest trudne.

I kiedy jesteś w chwili, że masz ochotę zrobić kroczek w tył, cofnąć się, to właśnie jest sygnał, że trzeba wejść głębiej, do przodu, nacierać aż do źródła tego, co każe Ci się cofać.


niedziela, 23 marca 2014

Od Zera.



Na świeżo i z "nową głową".  Wszystko co było mnie już nie interesuje.
 Moje życie ostatnio tak się zmienia, że nie czuję potrzeby ani chęci by bloga prowadzić jak dawniej. Są to zmiany małe, ale systematyczne. Czuję i widzę, jak powoli wchodzę na właściwe tory. Z Bożą pomocą, a jakże, bo sama tego nie potrafiłam przecież wcześniej dokonać. 

Coraz bardziej ogarniam to, co mam w swoim życiu, chociaż niekiedy przypomina to wichurę rozrzucającą papiery.  Czuję nadchodzące zmiany i z radością ich oczekując, powoli przygotowuję się na nie. Pewne sprawy się domkną na zawsze, zrobią miejsca tym, które jak myślę, nadejdą. Przede wszystkim zaczynam czuć, że wszystko będzie dobrze, pomimo, że nie znam przyszłości.

I się nie boję.


Witajcie znowu, po przerwie. :)