sobota, 6 września 2014

Swatki.


Dawno, dawno temu byla sobie para, która wymyśliła, że zapozna mnie z pewnym facetem. I tak też się stało: w najmniej oczekiwanym momencie - kiedy byłam wstawiona i ubrana 'na luzie'  (nastawiona na pisanie papierów do pracy) zrosili pana K. Robiłam dobrą minę do złej gry a po drugim spotkaniu poprosiłam, by więcej tego nie robili. K. był młodszy ode mnie, nastawiony na karierę (a jak twierdził również na rodzinę - w co dziś nie wierzę), kochał kolarstwo, dużo mówił o sobie (głownie jaki jest zdolny i jak dużo języków zna). Ja błam w totalnym niezorganizowaniu po rozstaniu z ostatnim facetem, nienawidziłam rowerów, a moja znajomość języków już dawno rozkładała się w grobie. Poza tym nie lubię i nie trawie facetów rozprawiających o sobie samych.


Tak więc nic z tego nie wyszło.

Tak się składa, że jutro przy okazji spotkam się z tym gościem, mam więc nadzieję, że wbiję się w kieckę (przez wakacje przytyłam!!1 ;((( jestem prosię!), buty nie utkną obcasem w kościelnej wycieraczce, oraz, ze go nie zauważę (chociaż to będzie trudne bo jest świadkiem na ślubie). Dlaczego więc tak bardzo chcę zrobić na nim świetne wrażenie??

Życie się dziwnie układa.


Z kolei koleżanka w pracy wydzwania do mnie, bo dwa lata temu spotkała na wakacjach "cudownego" 40-latka i namiętnie mnie z nim próbuje wyswatać, przy czym, oczywiście, ja zaciekle się bronię.

Nie wierzę w randki w ciemno. Nie wierzę w swatki. Nie wierzę w związki i w miłość na odległość. Nie. To miraż.

Czuję się jakbym w życiu uczuciowym stała w miejscu i właśnie zastanawiała się, dokąd chcę iść, w którą stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz