piątek, 29 sierpnia 2014

Dziewczyna, która lubiła imbir



Kilka miesięcy temu wrzuciłam na fejsa notę, jakoby imbir smakował jak mydło. W życiu bym tego nie tknęła. Życie się tak zmienia, zmieniając również nas samych. Miesiąc temu w Biedronce kupiłam słoiczek różowego imbiru w zalewie i zjadłam go pałeczkami. Zeżarłam sam imbir. A wczoraj poszłam z przyjaciółką na sushi, tylko dlatego, że miałam ochotę na to cudo..

Nie tylko moje podejście do imbiru się zmieniło. Pojechałam sama na wakacje. Przełamałam strach, że coś mi się stanie, że nie dam rady. Uwielbiam sama podróżować. Wstaję kiedy chcę, idę, jem, zwiedzam co chcę, jak chcę kiedy chcę. Miałam iść na zamek ale czuję sie zmęczona?  - Lody na tarasie widokowym w górach są równie dobrym planem! Uwielbiałam łazić po muzeach, których normalnie bym z innymi nie zwiedziła, bo wszyscy by uznali, że są nudne i w ogóle to po co, a jak już wejść to szybko, szybko i wychodzimy, bo tracimy czas, przecież wieczorem nam zabraknie czasu na picie. Wlazłam obejrzeć jakże nudne minerały, nie raz, nie dwa a w trzech muzeach! Najpiękniejsze było to, że kiedy nie było kamer wszystko mogłam podotykać. Nie krzyczał i nie gapił się na mnie żaden znajomy z grupy,  żaden opiekun, przewodnik.... Zamknąć oczy i dotknąć skamieniałego drzewa.... Ahh, jaka ulga. Ulga wolności.

Pokonałam różne trasy samochodem - ja, sama, jako kierowca. Czasem straciłam drogę, GPS mnie zwodził w złe drogi i musiałam zaglądać do map, by się upewnić czy dobrze jadę. (Mała podpowiedź - zawsze noście przy kluczach kompas! 20 zł w Decathlonie a ratuje skórę!)

Dowiedziałam się, że ludzie pewnych swoich zachowań nie zmieniają, a ja czasem źle dobieram towarzystwo. Także wycierpiałam swoje, nastawiłam plecy na baty, przetrwałam i pożegnałam się z przyklejonym uśmiechem. Żałuję? Nie. Cieszę się każdym dniem wolnego.

Kąpałam się z zimnym basenie, bo nad zalewem się nie dało. Nie opaliłam się, ale zakochałam w hamakach. Jakbym była w ramionach matki kołysana do snu... Z książką, z herbatą, kawą... Z widokiem na kołyszące się brzozy nade mną....


Odkryłam... Odkryłam jak chcę, by wyglądało moje życie. Nie, nie w całości. Ale wiem, jak chcę by wyglądało kiedy będę miała chwilę dla siebie.
Żeby spełnić to marzenie będę musiała ciężko pracować i.... nie wiem czy dam radę. Boję się, że to za dużo na mnie jedną. A jednocześnie wiem, że jeżeli pozwolę się tu wpjepszyć jakiemuś facetowi, to nie zrobię tego po swojemu, to nie będzie już moje i nie-do-odebrania.  Jakbym stała przed wielką, ogromną górą z zamiarem jej przejścia. Przejdę, lub będę pokonana i wybiorę plan B.

Zmieniała się też moja rola jako kobiety w społeczeństwie. W sensie jej postrzeganie przeze mnie samą. Nie wiem, czy nadaję się do 'posiadania' własnych dzieci. Zaczynam wątpić. Możliwe, że nigdy nie będę matką.
Jednocześnie czuję, że bardziej niż rok temu jestem gotowa na nowy związek, na spotkanie kogoś, a jednocześnie zaczynam się zastanawiać czy tego teraz chcę.

Tak sprawy się właśnie mają, nie tylko z imbirem.


Obecnie oglądam namiętnie "Seks w wielkim cieście mieście". Nie wiem za co go kochano, skoro główne bohaterki miały prawdopodobnie tylu kochanków, co prostytutka z leśnego pobocza. Co tu stawiać za wzór?
Upatruję jedynie podobieństwa w moich blond lokach jak Carrie i podglądam upięcia.


A. Bardzo, bardzo polecam "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?"
Z ręką na sercu  - konieczna lektura, dla każdej laski, która chociaż raz zrezygnowała z spotkania z koleżankami/swoich zajęć domowych/ hobby/dodatkowych lekcji/siłowni/pracy 'do domu'
ze względu na faceta. Zaczęłam czytać ze śmiechem ("A to co za znowu cudowny poradnik, który magicznie powie mi jak mam żyć? :D ") a skończyłam wiedząc, że muszę go polecić dalej.
Także kobieto - czytaj.

Za kilka dni powrót do pracy. Żegnaj urlopie. Postaram się tym razem w toku pracy, nie stracić swoich celów z oczu.